All your failures' a cornerstone.
Build a house with the things you've thrown away.
Feels like you, just standing there so small
just the space between the stars.
Don't be afraid to risk it all
'cause we are giants.
Build a house with the things you've thrown away.
Feels like you, just standing there so small
just the space between the stars.
Don't be afraid to risk it all
'cause we are giants.
Pozwoliła tłumowi wypchnąć się z autobusu i ponieść pod same drzwi prowadzące na halę. W ogóle nie dziwiła się temu szaleństwu – rezerwując lot do Kataru i kupując bilet na mecz półfinałowy, przygotowała się na festiwal kolorów i różnorodność dobiegających ze wszystkich stron języków. Z dumą nosiła na piersi orzełka i odpowiadała na uśmiechy kibiców z całego świata, prezentując wymalowaną na policzku biało-czerwoną flagę.
Podążała za kilkoma innymi Polakami w poszukiwaniu swojego miejsca, a gdy tylko usiadła na odpowiednim krzesełku, powiodła wzrokiem po całej hali. Zadrżała z podekscytowania na widok kilkudziesięciu polskich flag i zdenerwowania, gdy zawiesiła spojrzenie na katarskich kibicach. Poderwała się z miejsca, kiedy na płytę boiska wbiegali bohaterowie wydarzenia i oklaskiwała herosów ze swojego kraju, by za moment razem z nimi i setkami kibiców odśpiewać „Mazurka Dąbrowskiego”. Uśmiechnęła się z rozrzewnieniem, a oczy zaszły jej łzami, gdy na twarzach szczypiornistów dostrzegła nadzieję i wiarę, wolę walki i determinację. Oni byli gotowi walczyć – ona też musiała.
Oddech przyspieszył, nie potrafiła racjonalnie myśleć, dłonie zaczęły jej drżeć, a serce mocno waliło w piersi. Ściskała kciuki najmocniej, jak tylko potrafiła i krzyczała najgłośniej, jak tylko pozwalały jej na to płuca i gardło. Przeklinała dziurawą obronę i głupio tracących piłkę zawodników, by za moment wyznawać miłość każdemu z nich za profesorskie rozgrywanie akcji i zdobywanie bramek, jakich nie powstydziłaby się żadna drużyna, walcząca o tytuł najlepszej na całym świecie.
To był jeden wielki kołtun emocji i krzyków. Chaos wypełniający trybuny był wszechogarniający. Niejednokrotnie spotykała się z takim gwarem i dopingiem, jednak atmosfera panująca w Lusail Hall przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Nie miała pojęcia, w jaki sposób zawodnikom udawało się zachować spokój i zdrowe zmysły. Zaciskała mocno pięści i podskakiwała w miejscu za każdym razem, gdy na tablicy wynik przy polskiej fladze powiększał się o kolejne oczka. Ścisnęła kciuki jeszcze mocniej, gdy na linii siódmego metra stanął Bartek Jurecki i zamknęła oczy, gdy pewniej chwycił piłkę w dłoń. Szybko uchyliła powieki i modliła się, by zamienił to na bramkę. Łzy wezbrały jej w oczach, gdy w pięknym stylu pokonał Danjela Saricia i w geście triumfu uniósł pięść do góry, zagrzewając kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. I nagle wszystko ucichło.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Łzy zaczęły żłobić nurt w jej zaczerwienionych policzkach, zostawiając na nich czarne smugi po tuszu do rzęs i rozmazując biało-czerwoną flagę. Ostatnie minuty były rozpaczliwym błaganiem o odrobinę sprawiedliwości, jednak gwizdek kończący mecz skradł jej nadzieję i odebrał marzenia. Marzenia o finale, w którym jej Orły miały walczyć o chwałę. Bez sił usiadła na swoim miejscu i ukryła twarz w dłoniach, a jej ciało drżało, gdy przełykała łzy i dławiła w sobie smutek. Obce jej dłonie poklepywały ją po plecach i głaskały po głowie, a nieznajome głosy szeptały do uszu słowa mające podnieść ją na duchu.
To wszystko nie tak miało wyglądać. Wynik jawił się w jej głowie niczym najgorszy koszmar, a para sędziowska, oklaskana przez jej reprezentację, miała już zawsze kojarzyć jej się z dniem, w którym piłka ręczna poniosła największą w swej historii porażkę.
- Nie płacz – usłyszała obok czyjś głos i mimowolnie jeszcze bardziej skuliła się w sobie. – Nie płacz.
- Jak mam nie płakać, kiedy boli serce i dusza? – wykrztusiła i uniosła głowę, nerwowo przecierając oczy, by pozbyć się ciemnych śladów.
Siedzący obok niej mężczyzna wyjął z kieszeni chusteczkę i przyłożył do jej twarzy, zmywając ostatnie ślady makijażu. Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się smutno, kątem oka zerknąwszy na zbliżających się do barierki szczypiornistów.
- Wszyscy cierpimy – powiedział cicho, podnosząc się z miejsca. – Cierpimy, bo oni – nasi bohaterowie – oddali całych siebie dla naszego Orzełka i przegrali z tym, co teraz rządzi światem – pieniędzmi. Chodź – wyciągnął do niej rękę. – Podziękujmy im za wszystko, co dla nas zrobili.
Wahała się tylko chwilę. Pewnie chwyciła dłoń kibica i pozwoliła mu podprowadzić się do odgradzającej trybuny od boiska barierki. Stanęła z nim ramię w ramię, by móc spojrzeć w oczy każdemu z tych mężczyzn, którzy wypruwali żyły, gryźli parkiet i się nie udało. W oczy, w których niedawno palił się ogień, a które teraz zionęły pustką. Brutalnie odebrano im marzenia decyzjami, które nie miały pokrycia w wydarzeniach mających miejsce na boisku. Uścisnęła rękę Michała Jureckiego, odważyła się pogłaskać po policzku Adama Wiśniewskiego i przytuliła Mariusza Jurkiewicza, a Sławkowi Szmalowi powiedziała:
- Jestem dumna, że jestem kibicem drużyny, która nigdy nie sprzedała własnych wartości. Dziękuję. Dla mnie jesteście wygranymi.
W odpowiedzi uzyskała jedynie rozżalone spojrzenie i niemrawy uśmiech kapitana. Stojący obok niej mężczyzna, który wcześniej otarł jej łzy, nakrył jej dłoń swoją i splótł razem ich palce.
- Myślisz, że to minie? – zapytała niepewnie, kiedy szczypiorniści udali się do szatni, a hala zaczęła pustoszeć. – Ten żal…
- Kiedyś na pewno – przytaknął.
- Czemu to nie jest takie proste? Przejść nad tym do porządku dziennego, zapomnieć i żyć tak, jakby to nie miało miejsca?
- Tylko czas może pomóc. Z czasem zabliźnią się rany… – Polak delikatnie pociągnął ją za rękę i ramię w ramię udali się w stronę wyjścia z hali. – Wspomnienia, oprócz łez, przynoszą także szczęście. Musimy z ufnością patrzeć w przyszłość, wiesz? Oni są Mistrzami. Są naszymi Mistrzami i nikt im tego nie odbierze. Kibice zawsze będą wierzyć, a dopóki ta wiara będzie się w nas tliła, oni nie przegrają tej wojny.
Pociągnęła nosem i po raz kolejny przetarła oczy, z których znów zaczęły sączyć się łzy. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień i cały swój pobyt w Lusail. Przyjechała z tarczą, a do kraju wróci na tarczy. Czuła jednak, że ta znajomość, zawarta w chwili, kiedy wszystkie polskie serca i gardła krzyczały jednym głosem, zostanie z nią już na zawsze.
- Wierzysz, że wszystko się ułoży? – zapytała cicho, opierając głowę na ramieniu mężczyzny, kiedy zatrzymali się pod jedną z metalowych konstrukcji ramienia i dłoni z piłką.
- Oczywiście. Jesteśmy Polakami. My się nigdy nie poddajemy.
- Jestem Ada.
- Miło cię poznać. – Objąwszy ją ramieniem, pogłaskał po głowie i uśmiechnął się ciepło.
- A ty?
- Filip.
Odprowadziła wzrokiem francuskich kibiców, zmierzających na halę i kątem oka zerknęła na towarzysza.
- I co teraz, Filipie?
- Teraz? – Przeniósł wzrok na nią. – Teraz walczymy o brąz. I nie przestajemy wierzyć, Adka. Nigdy.
Podążała za kilkoma innymi Polakami w poszukiwaniu swojego miejsca, a gdy tylko usiadła na odpowiednim krzesełku, powiodła wzrokiem po całej hali. Zadrżała z podekscytowania na widok kilkudziesięciu polskich flag i zdenerwowania, gdy zawiesiła spojrzenie na katarskich kibicach. Poderwała się z miejsca, kiedy na płytę boiska wbiegali bohaterowie wydarzenia i oklaskiwała herosów ze swojego kraju, by za moment razem z nimi i setkami kibiców odśpiewać „Mazurka Dąbrowskiego”. Uśmiechnęła się z rozrzewnieniem, a oczy zaszły jej łzami, gdy na twarzach szczypiornistów dostrzegła nadzieję i wiarę, wolę walki i determinację. Oni byli gotowi walczyć – ona też musiała.
Oddech przyspieszył, nie potrafiła racjonalnie myśleć, dłonie zaczęły jej drżeć, a serce mocno waliło w piersi. Ściskała kciuki najmocniej, jak tylko potrafiła i krzyczała najgłośniej, jak tylko pozwalały jej na to płuca i gardło. Przeklinała dziurawą obronę i głupio tracących piłkę zawodników, by za moment wyznawać miłość każdemu z nich za profesorskie rozgrywanie akcji i zdobywanie bramek, jakich nie powstydziłaby się żadna drużyna, walcząca o tytuł najlepszej na całym świecie.
To był jeden wielki kołtun emocji i krzyków. Chaos wypełniający trybuny był wszechogarniający. Niejednokrotnie spotykała się z takim gwarem i dopingiem, jednak atmosfera panująca w Lusail Hall przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Nie miała pojęcia, w jaki sposób zawodnikom udawało się zachować spokój i zdrowe zmysły. Zaciskała mocno pięści i podskakiwała w miejscu za każdym razem, gdy na tablicy wynik przy polskiej fladze powiększał się o kolejne oczka. Ścisnęła kciuki jeszcze mocniej, gdy na linii siódmego metra stanął Bartek Jurecki i zamknęła oczy, gdy pewniej chwycił piłkę w dłoń. Szybko uchyliła powieki i modliła się, by zamienił to na bramkę. Łzy wezbrały jej w oczach, gdy w pięknym stylu pokonał Danjela Saricia i w geście triumfu uniósł pięść do góry, zagrzewając kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. I nagle wszystko ucichło.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Łzy zaczęły żłobić nurt w jej zaczerwienionych policzkach, zostawiając na nich czarne smugi po tuszu do rzęs i rozmazując biało-czerwoną flagę. Ostatnie minuty były rozpaczliwym błaganiem o odrobinę sprawiedliwości, jednak gwizdek kończący mecz skradł jej nadzieję i odebrał marzenia. Marzenia o finale, w którym jej Orły miały walczyć o chwałę. Bez sił usiadła na swoim miejscu i ukryła twarz w dłoniach, a jej ciało drżało, gdy przełykała łzy i dławiła w sobie smutek. Obce jej dłonie poklepywały ją po plecach i głaskały po głowie, a nieznajome głosy szeptały do uszu słowa mające podnieść ją na duchu.
To wszystko nie tak miało wyglądać. Wynik jawił się w jej głowie niczym najgorszy koszmar, a para sędziowska, oklaskana przez jej reprezentację, miała już zawsze kojarzyć jej się z dniem, w którym piłka ręczna poniosła największą w swej historii porażkę.
- Nie płacz – usłyszała obok czyjś głos i mimowolnie jeszcze bardziej skuliła się w sobie. – Nie płacz.
- Jak mam nie płakać, kiedy boli serce i dusza? – wykrztusiła i uniosła głowę, nerwowo przecierając oczy, by pozbyć się ciemnych śladów.
Siedzący obok niej mężczyzna wyjął z kieszeni chusteczkę i przyłożył do jej twarzy, zmywając ostatnie ślady makijażu. Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się smutno, kątem oka zerknąwszy na zbliżających się do barierki szczypiornistów.
- Wszyscy cierpimy – powiedział cicho, podnosząc się z miejsca. – Cierpimy, bo oni – nasi bohaterowie – oddali całych siebie dla naszego Orzełka i przegrali z tym, co teraz rządzi światem – pieniędzmi. Chodź – wyciągnął do niej rękę. – Podziękujmy im za wszystko, co dla nas zrobili.
Wahała się tylko chwilę. Pewnie chwyciła dłoń kibica i pozwoliła mu podprowadzić się do odgradzającej trybuny od boiska barierki. Stanęła z nim ramię w ramię, by móc spojrzeć w oczy każdemu z tych mężczyzn, którzy wypruwali żyły, gryźli parkiet i się nie udało. W oczy, w których niedawno palił się ogień, a które teraz zionęły pustką. Brutalnie odebrano im marzenia decyzjami, które nie miały pokrycia w wydarzeniach mających miejsce na boisku. Uścisnęła rękę Michała Jureckiego, odważyła się pogłaskać po policzku Adama Wiśniewskiego i przytuliła Mariusza Jurkiewicza, a Sławkowi Szmalowi powiedziała:
- Jestem dumna, że jestem kibicem drużyny, która nigdy nie sprzedała własnych wartości. Dziękuję. Dla mnie jesteście wygranymi.
W odpowiedzi uzyskała jedynie rozżalone spojrzenie i niemrawy uśmiech kapitana. Stojący obok niej mężczyzna, który wcześniej otarł jej łzy, nakrył jej dłoń swoją i splótł razem ich palce.
- Myślisz, że to minie? – zapytała niepewnie, kiedy szczypiorniści udali się do szatni, a hala zaczęła pustoszeć. – Ten żal…
- Kiedyś na pewno – przytaknął.
- Czemu to nie jest takie proste? Przejść nad tym do porządku dziennego, zapomnieć i żyć tak, jakby to nie miało miejsca?
- Tylko czas może pomóc. Z czasem zabliźnią się rany… – Polak delikatnie pociągnął ją za rękę i ramię w ramię udali się w stronę wyjścia z hali. – Wspomnienia, oprócz łez, przynoszą także szczęście. Musimy z ufnością patrzeć w przyszłość, wiesz? Oni są Mistrzami. Są naszymi Mistrzami i nikt im tego nie odbierze. Kibice zawsze będą wierzyć, a dopóki ta wiara będzie się w nas tliła, oni nie przegrają tej wojny.
Pociągnęła nosem i po raz kolejny przetarła oczy, z których znów zaczęły sączyć się łzy. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień i cały swój pobyt w Lusail. Przyjechała z tarczą, a do kraju wróci na tarczy. Czuła jednak, że ta znajomość, zawarta w chwili, kiedy wszystkie polskie serca i gardła krzyczały jednym głosem, zostanie z nią już na zawsze.
- Wierzysz, że wszystko się ułoży? – zapytała cicho, opierając głowę na ramieniu mężczyzny, kiedy zatrzymali się pod jedną z metalowych konstrukcji ramienia i dłoni z piłką.
- Oczywiście. Jesteśmy Polakami. My się nigdy nie poddajemy.
- Jestem Ada.
- Miło cię poznać. – Objąwszy ją ramieniem, pogłaskał po głowie i uśmiechnął się ciepło.
- A ty?
- Filip.
Odprowadziła wzrokiem francuskich kibiców, zmierzających na halę i kątem oka zerknęła na towarzysza.
- I co teraz, Filipie?
- Teraz? – Przeniósł wzrok na nią. – Teraz walczymy o brąz. I nie przestajemy wierzyć, Adka. Nigdy.
Nie mam nic więcej do dodania.
Ja mam. Oklaskuję cię razem z nimi. Nie ironicznymi brawami tylko z serca, bo najlepsze party pisze się na ostrych emocjach a mnie ten cały pieprzony półfinał wciąż boli, ale zrobiłaś to idealnie i napisałaś coś pięknego. Nie można tak łatwo powiedzieć - było, minęło. Bo to wciąż boli. Wierzę, że panowie wywalczą z Hiszpanią medal. Z całą miłością do Julena. Należy im się. Dla mnie są medalistami już. Dziękuję ci Adka
OdpowiedzUsuńObiecuję, że zaraz wrócę :*
OdpowiedzUsuńOjeju. Ojeju. Ja też wierzę, że dadzą radę. To nasi Mistrzowie, którzy nigdy się nie poddadzą. Dla nas są najlepsi. Dziękuję, Adka, że jesteś.
UsuńNa temat meczu nie napiszę ani słowa, bo żal, smutek i rozgoryczenie wciąż są zbyt świeże.
OdpowiedzUsuńAle tutaj znalazłam nową siłę. Nową wiarę i nadzieję, którą wlałaś we mnie jednym stwierdzeniem: "Oni są Mistrzami. Są naszymi Mistrzami i nikt im tego nie odbierze. Kibice zawsze będą wierzyć, a dopóki ta wiara będzie się w nas tliła, oni nie przegrają tej wojny." i to jest najświętsza prawda. Dopóki prawdziwi kibice stoją za nimi murem, wojna trwa. I jeszcze nie raz wygramy poszczególne bitwy. ;)
Bo wiara czyni cuda.
Nie wiem od czego zacząć. Jak zawsze. Pamiętam ten mecz doskonale. Jest wyraźniejszy w mojej głowie nawet od pojedynku z Hiszpanami. To nie fair, bo bardzo chciałabym wyrzucić go ze swojej pamięci. Czy czułam złość? Nie. To chyba była przede wszystkim wszechogarniająca pustka. Byłam taka pusta i wypróta z emocji, dawno nie wylałam tylu łez. Tak, bo ja im uwierzyłam. Wierzyłam, że tego półfinału po prostu nie dało się wygrać, że ograbiono nas z marzeń, że wcale nie zabrakło im umiejętności. Bo jak mieli rozegrać wspaniały mecz jeżeli nie mogli dotknąć zawodników w obronie, jak nasi bramkarze mieli błyszczeć, a obrotowi rzucać piękne bramki skoro nie mogliśmy wykonać żadnego ruchu, który nie niósł ze sobą kary? Dlatego tak bardzo im uwierzyłam i niepotrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego. Czytałam tyle opinii, rad żeby zwyczajnie o tym zapomnieć, ale ja tak nie potrafię. We mnie to siedzi i daje o sobie znać właśnie w takich chwilach. Bo to mnie bardzo boli. Wierzyłam od samego 15 stycznia, że 1 lutego będzie wielki i po prostu dwójka idiotów w niebiesko-czarnych strojach stanęła nam na przeszkodzie, żeby ten dzień był jeszcze większy. To mnie tak boli. Przepraszam cię za błędy, jak coś to zwalam to na ten idiotyczny słownik. Uwielbiam skrót Adka, kocham go naprawdę całym sercem. Adrianna, fajne imię, prawda?
OdpowiedzUsuńNajlepsze imię i najwspanialszy skrót. I chyba wszystkie Adrianny, a na pewno my dwie, przeżywałyśmy wszystko dokładnie tak samo. Na każdą myśl o tym meczu mam łzy w oczach, ale świadomość, że nie poddali się i zawalczyli w tym ostatnim, najważniejszym meczu, nieznacznie zmniejsza ten ból.
UsuńI nie możemy o tym zapomnieć. Bo w gruncie rzeczy my to wygraliśmy. Honoru nie kupisz. A Serce ma największą wartość.
To jest wspaniałe. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy, wybacz.
OdpowiedzUsuńChociaż tyle czasu minęło, to nadal jest aktualne i takie prawdziwe.
Dziękuję ;*