kontynuacja fire in their eyes
Together we stand united
knowing that we belong.
Fight to the end believing
our passion will keep us strong.
knowing that we belong.
Fight to the end believing
our passion will keep us strong.
Znów tam była. W tym samym miejscu, pośród biało-czerwonego tłumu głośno dopingującego drużynę, dla której mogła oddać wszystko. Tak dumnie brzmiały słowa „Mazurka Dąbrowskiego” wyśpiewanego przez Herosów, a zwłaszcza fraza: „Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”. Wiedziała. Nie miała wątpliwości, że pomimo porażki z Katarem, tym razem szczypiorniści z Orzełkiem na piersi zakończą mecz z tarczą, a nie na niej.
Klaskała, zdzierała gardło, skakała, pozwalała emocjom zawładnąć nią całą. Nie wstydziła się płynących po policzkach łez, gdy przychodziły gorsze momenty i zaciskała kciuki najmocniej, jak tylko potrafiła za każdym razem, gdy piłka przechodziła z rąk jednego z jej bohaterów do drugiego.
Gdy zegar wybił pięćdziesiątą minutę meczu i cztery bramki straty, jęknęła w duchu. Ktoś obok niej przeklął głośno, ktoś inny powiedział:
- Już po meczu.
Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła pozwolić na taki brak wiary, kiedy ci mężczyźni o wielkich sercach oddawali całych siebie, aby tylko osiągnąć sukces. Dla siebie i dla kibiców: wszystkich razem i każdego z osobna.
- Jeszcze nie! – skarciła Polaka. – Dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć. Mamy jeszcze dużo czasu, wygramy to! – dodała z wiarą i odpowiedziała uśmiechem stojącemu obok niej Filipowi, który z dumą uścisnął jej dłoń.
Wszystko miało się ułożyć. Byli Polakami. Oni nie znali takiego słowa jak „poddać się”. Walczyli o brąz. Nie mogli przestać wierzyć, bo to było w ich zasięgu. Na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło, by na dwie sekundy przed ostatnim gwizdkiem Michał Szyba oddał ostatni rzut na bramkę. Rzut na wagę dogrywki.
To był ich dzień. Nikt – nawet Perez de Vargas na bramce, nawet Tomas i Rivera na skrzydłach, nawet przepychający się na kole Aguinagalde – nie mógł im tego odebrać. I udowodnili to. Udowodnili, że nie da się zatrzymać polskiej siły, rozpędzonego biało-czerwonego walca. Udowodnili, że są Mistrzami i zasługiwali na ten medal jak żadna inna drużyna. Udowodnili, że wiara czyni cuda. Udowodnili, że są wspaniali, że są Herosami, Tytanami, Superbohaterami. Że są Wielcy.
- Mamy to! – krzyknął obok niej Filip.
- Dziewczyny lubią brąz! – zawołała na całe gardło, wpadając w jego ramiona i śmiejąc się w głos.
Płynące z oczu łzy rozmazywały jej obraz, ale to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia, bo Polska została trzecią drużyną świata w piłce ręcznej!
- Mówiłem, Adka. Wystarczy wierzyć.
Otarła policzki i szturchnęła mężczyznę łokciem w bok, nie odrywając wzroku od cieszących się ze zwycięstwa szczypiornistów.
- To była dobra lekcja, prawda? – westchnęła, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Prawda – przytaknął. – Trzeba zawsze walczyć do końca. I ciężko pracować, a to przyniesie sukcesy. Oni to pokazali. My to pokazaliśmy. Jesteśmy niezwyciężeni. Razem możemy wszystko.
- Napiszmy im to – powiedziała nagle, z nadzieją w oczach zerkając na Filipa. – Napiszmy im to i wręczmy po dekoracji. Chciałabym im tyle powiedzieć…
- Dobrze. Bo mogą połamać nam ręce i nogi, ale nigdy nie podetną nam skrzydeł ani nie wydrą serc.
- A dziś Polska stała się najszczęśliwszym państwem na świecie – dodała, uśmiechając się z rozrzewnieniem. – Bo marzenia są po to, żeby je spełniać. My mieliśmy marzenia. A oni je spełnili.
~ * ~
Na krótką chwilę odłączył się od świętujących zwycięstwo i brązowy medal chłopaków i usiadłszy na ławce w rogu szatni, wyjął z kieszeni wydartą z zeszytu kartkę i obrzucił zapisany na niej tekst zaintrygowanym spojrzeniem. Zerknął na śpiewających, skaczących i robiących sobie zdjęcia Polaków i zagłębił się w lekturze.
Droga Reprezentacjo, A raczej – drodzy Herosi, drodzy Tytani, drodzy Superbohaterowie, nasi Wielcy i przede wszystkim: drodzy Brązowi Medaliści Mistrzostw Świata.
W piątek upadliśmy. Nie z własnej winy, jednak pozdzierane dłonie i kolana bolą. Wiemy o tym. Wiemy też, że jeszcze długo będą boleć. Wiemy, że chcieliście więcej. Wiemy, że chcieliście lepiej. Dla siebie, dla nas, dla Orzełka, dla całej Polski. Wiemy, że nie myślicie tylko o sobie – myśleliście o wszystkich. Zawsze myślicie o wszystkich i zawsze nas uszczęśliwiacie, zawsze jesteście powodem do dumy. Ale nieważne, ile razy będziemy upadać, bo tyle samo razy się podniesiemy, otrzepiemy kolana i będziemy walczyć dalej. W niedzielę poderwały się skrzydła polskiej husarii. Ani pieniądze katarskich szejków, ani Mistrzowie Świata nie mogli powstrzymać biało-czerwonego walecznego serca. Bo lepszy brąz wywalczony sercem, niż możliwość gry w finale kupiona złotem.
Walczycie. Od samego początku i do samego końca. My widzimy Wasze poświęcenie i zamiłowanie do tej gry. Gracie dla siebie. Gracie też dla kibiców. Jesteście wielkimi wojownikami. Jesteście prawdziwymi i odważnymi żołnierzami, którzy toczą wojnę do samego końca, do ostatniego oddechu, do ostatniej kropli potu. Nie załamujecie się, nie poddajecie, nie okazujecie bólu czy zmęczenia. Nieraz widzimy grymasy cierpienia na Waszych twarzach i przykro nam, że tak bardzo boli. Nie chcemy, żeby bolało, bo nie zasługujecie na ból. Nikt na niego nie zasługuje, a już w szczególności nie polscy szczypiorniści, którzy dają od siebie tak wiele, uszczęśliwiając tysiące kibiców.
Dziękujemy. Dziękujemy za serce, które wkładacie w grę, w każdy atak, w każdą obronę. Za determinację i wolę walki. Kiedy wszyscy mocno zaciskają zęby i kciuki, z głośnym i mocnym biciem serca oglądają, jak formujecie akcję i nie mają pewności, czy ich drużyna zdobędzie kolejną bramkę, o jedno jestem zawsze spokojna. Wiem, że się nie poddacie. Zrobicie wszystko, by sforsować defensywę przeciwnika i jeszcze więcej, by nie dopuścić go do naszej bramki. Bramki, której zawsze dzielnie strzegą najwięksi spośród bramkarzy. Dziękujemy za serce pozostawione na boisku, za poświęcanie się dla drużyny, za każdą kontuzję, za bolące plecy, kolana czy ramiona, za każde słowo skierowane w naszą stronę, za każdy uśmiech, wspólne zdjęcie i podpisaną kartkę. Dziękujemy za wszystko, co dla nas zrobiliście, bo zrobiliście bardzo dużo. Po raz kolejny daliście nam życie. Dziękujemy Michałowi Szybie za bramkę na wagę złota. Dziękujemy Sławkowi Szmalowi za interwencje, po których zdzieraliśmy gardła i które dawały nadzieję. Dziękujemy Piotrkowi Grabarczykowi, który mimo, że słaniał się na nogach, walczył dzielnie w obronie do samego końca, do ostatniego gwizdka. Dziękujemy Kamilowi Syprzakowi, Michałowi i Bartkowi Jureckim, Mariuszowi Jurkiewiczowi, Andrzejowi Rojewskiemu, Karolowi Bieleckiemu, Piotrkowi Chrapkowskiemu, Michałowi Daszkowi, Piotrkowi Wyszomirskiemu, Przemkowi Krajewskiemu, Marcinowi Wicharemu, Robertowi Orzechowskiemu, Adasiowi Wiśniewskiemu, Krzyśkowi Lijewskiemu, Piotrkowi Masłowskiemu. Dziękujemy za emocje i trzymamy za Was kciuki. Trzymaliśmy w piątek, trzymaliśmy w meczu o brązowy medal i będziemy trzymać zawsze. Wiedzcie, że cały czas gramy razem i nigdy Was nie opuścimy. Pamiętajcie, że polscy sportowcy mają najlepszych kibiców na świecie, a polscy kibicie mają najodważniejszych i najwaleczniejszych sportowców na świecie.
Razem jesteśmy niepokonani.
Sławek złożył kartę na pół i wsunął do bocznej kieszeni torby. Uśmiechnął się z rozrzewnieniem, spoglądając na wiszący na szyi medal. Udało się. Dokonali niemożliwego. I wiedział, że nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie ciężka praca całego zespołu i wsparcie, płynące prosto z trybun, z Polski, z całego świata. Razem tworzyli jedność. Razem byli Drużyną.
Klaskała, zdzierała gardło, skakała, pozwalała emocjom zawładnąć nią całą. Nie wstydziła się płynących po policzkach łez, gdy przychodziły gorsze momenty i zaciskała kciuki najmocniej, jak tylko potrafiła za każdym razem, gdy piłka przechodziła z rąk jednego z jej bohaterów do drugiego.
Gdy zegar wybił pięćdziesiątą minutę meczu i cztery bramki straty, jęknęła w duchu. Ktoś obok niej przeklął głośno, ktoś inny powiedział:
- Już po meczu.
Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła pozwolić na taki brak wiary, kiedy ci mężczyźni o wielkich sercach oddawali całych siebie, aby tylko osiągnąć sukces. Dla siebie i dla kibiców: wszystkich razem i każdego z osobna.
- Jeszcze nie! – skarciła Polaka. – Dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć. Mamy jeszcze dużo czasu, wygramy to! – dodała z wiarą i odpowiedziała uśmiechem stojącemu obok niej Filipowi, który z dumą uścisnął jej dłoń.
Wszystko miało się ułożyć. Byli Polakami. Oni nie znali takiego słowa jak „poddać się”. Walczyli o brąz. Nie mogli przestać wierzyć, bo to było w ich zasięgu. Na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło, by na dwie sekundy przed ostatnim gwizdkiem Michał Szyba oddał ostatni rzut na bramkę. Rzut na wagę dogrywki.
To był ich dzień. Nikt – nawet Perez de Vargas na bramce, nawet Tomas i Rivera na skrzydłach, nawet przepychający się na kole Aguinagalde – nie mógł im tego odebrać. I udowodnili to. Udowodnili, że nie da się zatrzymać polskiej siły, rozpędzonego biało-czerwonego walca. Udowodnili, że są Mistrzami i zasługiwali na ten medal jak żadna inna drużyna. Udowodnili, że wiara czyni cuda. Udowodnili, że są wspaniali, że są Herosami, Tytanami, Superbohaterami. Że są Wielcy.
- Mamy to! – krzyknął obok niej Filip.
- Dziewczyny lubią brąz! – zawołała na całe gardło, wpadając w jego ramiona i śmiejąc się w głos.
Płynące z oczu łzy rozmazywały jej obraz, ale to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia, bo Polska została trzecią drużyną świata w piłce ręcznej!
- Mówiłem, Adka. Wystarczy wierzyć.
Otarła policzki i szturchnęła mężczyznę łokciem w bok, nie odrywając wzroku od cieszących się ze zwycięstwa szczypiornistów.
- To była dobra lekcja, prawda? – westchnęła, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Prawda – przytaknął. – Trzeba zawsze walczyć do końca. I ciężko pracować, a to przyniesie sukcesy. Oni to pokazali. My to pokazaliśmy. Jesteśmy niezwyciężeni. Razem możemy wszystko.
- Napiszmy im to – powiedziała nagle, z nadzieją w oczach zerkając na Filipa. – Napiszmy im to i wręczmy po dekoracji. Chciałabym im tyle powiedzieć…
- Dobrze. Bo mogą połamać nam ręce i nogi, ale nigdy nie podetną nam skrzydeł ani nie wydrą serc.
- A dziś Polska stała się najszczęśliwszym państwem na świecie – dodała, uśmiechając się z rozrzewnieniem. – Bo marzenia są po to, żeby je spełniać. My mieliśmy marzenia. A oni je spełnili.
Na krótką chwilę odłączył się od świętujących zwycięstwo i brązowy medal chłopaków i usiadłszy na ławce w rogu szatni, wyjął z kieszeni wydartą z zeszytu kartkę i obrzucił zapisany na niej tekst zaintrygowanym spojrzeniem. Zerknął na śpiewających, skaczących i robiących sobie zdjęcia Polaków i zagłębił się w lekturze.
W piątek upadliśmy. Nie z własnej winy, jednak pozdzierane dłonie i kolana bolą. Wiemy o tym. Wiemy też, że jeszcze długo będą boleć. Wiemy, że chcieliście więcej. Wiemy, że chcieliście lepiej. Dla siebie, dla nas, dla Orzełka, dla całej Polski. Wiemy, że nie myślicie tylko o sobie – myśleliście o wszystkich. Zawsze myślicie o wszystkich i zawsze nas uszczęśliwiacie, zawsze jesteście powodem do dumy. Ale nieważne, ile razy będziemy upadać, bo tyle samo razy się podniesiemy, otrzepiemy kolana i będziemy walczyć dalej. W niedzielę poderwały się skrzydła polskiej husarii. Ani pieniądze katarskich szejków, ani Mistrzowie Świata nie mogli powstrzymać biało-czerwonego walecznego serca. Bo lepszy brąz wywalczony sercem, niż możliwość gry w finale kupiona złotem.
Walczycie. Od samego początku i do samego końca. My widzimy Wasze poświęcenie i zamiłowanie do tej gry. Gracie dla siebie. Gracie też dla kibiców. Jesteście wielkimi wojownikami. Jesteście prawdziwymi i odważnymi żołnierzami, którzy toczą wojnę do samego końca, do ostatniego oddechu, do ostatniej kropli potu. Nie załamujecie się, nie poddajecie, nie okazujecie bólu czy zmęczenia. Nieraz widzimy grymasy cierpienia na Waszych twarzach i przykro nam, że tak bardzo boli. Nie chcemy, żeby bolało, bo nie zasługujecie na ból. Nikt na niego nie zasługuje, a już w szczególności nie polscy szczypiorniści, którzy dają od siebie tak wiele, uszczęśliwiając tysiące kibiców.
Dziękujemy. Dziękujemy za serce, które wkładacie w grę, w każdy atak, w każdą obronę. Za determinację i wolę walki. Kiedy wszyscy mocno zaciskają zęby i kciuki, z głośnym i mocnym biciem serca oglądają, jak formujecie akcję i nie mają pewności, czy ich drużyna zdobędzie kolejną bramkę, o jedno jestem zawsze spokojna. Wiem, że się nie poddacie. Zrobicie wszystko, by sforsować defensywę przeciwnika i jeszcze więcej, by nie dopuścić go do naszej bramki. Bramki, której zawsze dzielnie strzegą najwięksi spośród bramkarzy. Dziękujemy za serce pozostawione na boisku, za poświęcanie się dla drużyny, za każdą kontuzję, za bolące plecy, kolana czy ramiona, za każde słowo skierowane w naszą stronę, za każdy uśmiech, wspólne zdjęcie i podpisaną kartkę. Dziękujemy za wszystko, co dla nas zrobiliście, bo zrobiliście bardzo dużo. Po raz kolejny daliście nam życie. Dziękujemy Michałowi Szybie za bramkę na wagę złota. Dziękujemy Sławkowi Szmalowi za interwencje, po których zdzieraliśmy gardła i które dawały nadzieję. Dziękujemy Piotrkowi Grabarczykowi, który mimo, że słaniał się na nogach, walczył dzielnie w obronie do samego końca, do ostatniego gwizdka. Dziękujemy Kamilowi Syprzakowi, Michałowi i Bartkowi Jureckim, Mariuszowi Jurkiewiczowi, Andrzejowi Rojewskiemu, Karolowi Bieleckiemu, Piotrkowi Chrapkowskiemu, Michałowi Daszkowi, Piotrkowi Wyszomirskiemu, Przemkowi Krajewskiemu, Marcinowi Wicharemu, Robertowi Orzechowskiemu, Adasiowi Wiśniewskiemu, Krzyśkowi Lijewskiemu, Piotrkowi Masłowskiemu. Dziękujemy za emocje i trzymamy za Was kciuki. Trzymaliśmy w piątek, trzymaliśmy w meczu o brązowy medal i będziemy trzymać zawsze. Wiedzcie, że cały czas gramy razem i nigdy Was nie opuścimy. Pamiętajcie, że polscy sportowcy mają najlepszych kibiców na świecie, a polscy kibicie mają najodważniejszych i najwaleczniejszych sportowców na świecie.
Razem jesteśmy niepokonani.
Zawsze wierni,
Kibice
Kibice
Sławek złożył kartę na pół i wsunął do bocznej kieszeni torby. Uśmiechnął się z rozrzewnieniem, spoglądając na wiszący na szyi medal. Udało się. Dokonali niemożliwego. I wiedział, że nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie ciężka praca całego zespołu i wsparcie, płynące prosto z trybun, z Polski, z całego świata. Razem tworzyli jedność. Razem byli Drużyną.
Zrobiliśmy to. zdobyliśmy brąz MŚ! Ja naprawdę ich wszystkich nienawidzę kocham <3 Chciałam postawić im taki mały pomnik, bo to co zrobili... nie mam słów.
Twitterowi - bo z was czerpałam inspirację!
Wysłać do klubów czy nie wysyłać?
Wysłać do klubów czy nie wysyłać?
"Bo mogą połamać nam ręce i nogi, ale nigdy nie podetną nam skrzydeł ani nie wydrą serc." - piękne zdanie, cały ten jednopart jest cudowny i poruszający. Idealnie ubrałaś w słowa to wszystko. Nie potrafię dodać nic więcej.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów, by napisać jakiś kompletny komentarz.
OdpowiedzUsuńMoże więc pomilczę, co? W milczeniu uczczę nasze zwycięstwo. Kibiców i naszych Mistrzów.
Bo dziś brąz jest dla nas jak złoto. ;)
Pozdrawiam! :*
"Mogą połamać nam ręce i nogi, ale nigdy nie podetną nam skrzydeł ani nie wydrą serc." Hm, "skądś" znam ten tekst, a uśmiech na mojej twarzy jest teraz tak wielki, że mam wątpliwości czy widać jeszcze moje oczy. Jestem szczęśliwa. Uwielbiam każdy dreszcz, który wywołują sportowcy, uwielbiam poświęcać im swój czas, uwielbiam każde słowo związane z tym jednym wyrazem. W przeszłości wiele razy zastanawiałam się jakie byłoby moje życie bez sportu, traciłam na to naprawdę wiele czasu, a później zirytowana ubierałam buty i wychodziłam z domu: na rower, pobiegać, albo chociaż pochodzić w kółko po chodniku, ponieważ nie wymyślałam nic. Teraz już to rozumiem. Dla takich chwil żyje. W 50:18 minucie meczu, kiedy moja kuzynka powiedziała: "Cztery bramki w dziesięć minut.." Ironia w jej głosie mnie zabiła. Co to miało do cholery jasnej znaczyć? Po bramce Szyby musiałam wybiec z pokoju. Bałam się, że powiem im wszystkim kilka słów za dużo. Bo czułam satysfakcje. Bo oni są najlepsi. Bo dla mnie są złoci. Bo oni nigdy mnie nie zawiedli.
OdpowiedzUsuńZainspirowałaś mnie, nie da się ukryć. :) I dokładnie w tej samej minucie, 50:18, moja mama powiedziała: "Już po meczu". W 57:42 mój tato powtórzył jej słowa. A w 59:59 i później, w 69:53, to ja uśmiechałam się do nich z triumfem, bo miałam rację. Jechałyśmy na tym samym wózku.
Usuń