2015/02/23

6. I won’t ever let you go

Love will come and love will go
but you can't make it on your own.
Sing that song, go, won’t you leave me now?
People grow and fall apart
but you can't mend your broken heart.
Take it back, go, won’t you leave me now?

Kocham naszą przeciętność ponad wszystkie nieprzeciętności tego świata. Kocham te przeciętne durne żarty, te przeciętne długie rozmowy na zupełnie przeciętne tematy. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się od tej przeciętności uzależniłam. I jak bardzo ta przeciętność jest dla mnie ważna. Jak nieprzeciętnie wyjątkowa.
Nie przypuszczałam jednak, że ktoś mógłby tę naszą przeciętną nieprzeciętność zakłócić. Że mógłby to być akurat on.
- Cześć, Nina – przywitał się, kiedy otworzyłam drzwi i nie czekając na zaproszenie, wszedł do mojego mieszkania.
- Oliviera nie ma – poinformowałam go, odwracając się do niego.
- Wiem, po treningu poszedł z Wojtkiem do pubu. – Zaczynałam żałować, że nie spojrzałam w wizjer. Nie lubiłam jego niezapowiedzianych wizyt, wiesz? – Przyszedłem do ciebie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, od czego zacząć, jak go wyrzucić z naszego życia, chociaż obawiałam się to nie będzie takie proste. Przyjaźniliście się przecież.
- Czego chcesz? – zapytałam, nerwowo zaciskając dłonie na materiale koszulki, którą zabrałam mojemu starszemu bratu zanim wyprowadziłam się z domu.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytał z cwaniackim uśmiechem, robiąc w moją stronę kilka kroków, by wciągnąć rękę ponad moim ramieniem i zatrzasnąć drzwi. Zadrżałam.
- Mathieu, czego chcesz? – powtórzyłam niecierpliwie, pocierając czoło dłonią.
Wzruszył ramionami.
- Dobrze wiesz, czego chcę, Nina.
- W takim razie powinieneś wyjść – próbowałam brzmieć stanowczo, jednak głos mi się łamał. Poczułam jego oddech na policzku, kiedy przyparł mnie do ściany i przesunął palcem po mojej wardze. – Mathieu, proszę, przestań – poprosiłam słabo, zamykając oczy i modląc się, by ten koszmar już się skończył.
- Czemu? Ostatnio się nie opierałaś – powiedział cicho w moje usta. Zacisnęłam mocno zęby i odepchnęłam go od siebie.
- Od ostatniego razu wiele się zmieniło – rzuciłam płaczliwie z trudem powstrzymując się przed pociągnięciem nosem i jęknięciem, kiedy zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach. - Puść mnie.
Jeszcze nigdy nie ucieszyłam się na brzęk przekręcanego w zamku klucza jak wtedy. Stanąłeś w progu i z uniesioną brwią przez chwilę przypatrywałeś się najpierw mnie, a potem przyjacielowi.
- Wszystko w porządku? – zapytałeś i lodowatym spojrzeniem, jakim obrzuciłeś Debuchy’ego, zmusiłeś go do odsunięcia się ode mnie.
- Nie wtrącaj się, Olivier. To nie twoja sprawa.
- Mylisz się, Mathieu. To bardzo moja sprawa. Nina jest moją sprawą - warknąłeś na niego, robiąc krok w jego stronę, jeden, drugi, zmuszając go, by przykleił się plecami do ściany i zadarł głowę do góry, bo duma nie pozwalała mu na uniknięcie twojego spojrzenia.
- Odkąd przeleciałem ją jak sukę i zaszła w ciążę, mam prawo być w jej życiu.
Zanim zdążyłam zareagować, przywaliłeś mu pięścią prosto w prawy policzek.
- Oli! Przestań!
Spojrzałeś na mnie roziskrzonymi oczami i oberwałeś w lewą skroń. Przepraszam.
- Taki mocny jesteś? Chcesz się, kurwa, bić?! – wrzeszczał Mathieu, a ja niespokojnie objęłam dłońmi brzuch.
Po twojej twarzy spłynęła stróżka krwi. Odepchnęłam ponownie nacierającego mężczyznę i poczułam jak moje ciało z hukiem uderza o ścianę. Mój kręgosłup przeszła fala bólu i osunęłam się na ziemię.
Potem widziałam już tylko przeplatające się kończyny i słyszałam głuche tupnięcia, ilekroć któraś z nich trafiała w cel. Nie zauważyłam, kiedy z groźbą, że zadzwonisz na policję, wyrzuciłeś – byłego już - przyjaciela z mojego - naszego - mieszkania.
Wiedziałam, że jeszcze wróci. Ale ty, mój mały książę, pomogłeś mi uwierzyć, że jeszcze coś dla kogoś znaczę. Że dla ciebie znaczę.

~ * ~

- Usiądź, bo nie sięgnę – powiedziałam, trzymając w ręku wacik zmoczony wodą utlenioną. Siadłeś na brzegu łóżka i spojrzałeś na mnie bykiem. Twoje pięści były zaciśnięte, a szczęka delikatnie drgała. – To nie było potrzebne – powiedziałam cicho.
- Ten gnój…
- Mogło ci się coś stać – przerwałam ci.
- Nie mogłem pozwolić, by cię tak traktował. By tak o tobie mówił.
Westchnęłam. Zmarszczyłeś brwi i odsunąłeś moją rękę z wacikiem od swojej twarzy.
- Nie pierwszy i nie ostatni, Oli. To - wskazałam na twoją rozciętą brew - nie jest tego warte - dokończyłam z naciskiem. – To bardzo miłe, że stanąłeś w naszej obronie. Bardzo miłe. Ale głupie.
- Głupie? – powtórzyłeś wyraźnie poirytowany.
- No, głupie.
Ponownie podniosłam rękę, żeby opatrzyć twoją brew, ale ty znów ją od siebie odsunąłeś. Bałam się spojrzeć ci w oczy. Ciskały gromami na prawo i lewo. Dlaczego? Bo powiedziałam, że bohaterski zryw był niemądry? Taka prawda. Utkwiłam wzrok w zaciśniętych pięściach, które opierałeś o kolana.
- To co, miałem się tylko przyglądać? – Nie odpowiedziałam, uparcie unikając twojego wzroku. – Stać i patrzeć?
Tak, Olivier, właśnie to miałeś robić - stać i patrzeć, i się nie wtrącać. Nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu ciebie obrywającego pięścią w głowę. Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Twoje usta były zaciśnięte w wąską linijkę. Wyczekująco.
- Twoje kończyny są więcej warte niż mój honor – powiedziałam w końcu. – Cały piłkarski świat by się posmarkał z rozpaczy, gdyby to było coś więcej, niż rozcięta brew i siniaki.
Przestąpiłam z nogi na nogę i wzruszyłam ramionami.
- Ja bym się posmarkała z rozpaczy – dodałam.
Napięte rysy twojej twarzy nieco złagodniały, a pięści oparte na kolanach rozluźniły się. Podniosłam wacik do góry i wreszcie bez przeszkód przemyłam ranę. Wiesz, było mi dziwnie. Jakbym powiedziała o jedną rzecz za dużo. Jakbym przyznała się przed samą sobą do czegoś więcej, niż powinnam, chociaż w myślach przychodziło mi to o wiele łatwiej. Do czegoś, czego sama chyba jeszcze nie byłam w stanie pojąć. Kiedy wzięłam do ręki twoją dłoń, żeby przemyć krwawiące knykcie, poczułam, jak mój żołądek przewraca się do góry nogami.
- Nie wiem, czy nie powinni ci zszyć tej brwi – powiedziałam, ponownie wbijając wzrok w twoje kolana. Zrobiło mi się niezręcznie. – Mogę cię zawieźć, jeśli chcesz…
- Nie trzeba.
Zamknęłam buteleczkę z wodą utlenioną i wzięłam do ręki paczkę z jedynymi plastrami, jakie znalazłam w mieszkaniu. Przykleiłam jeden i spojrzawszy na twoją twarz, musiałam przyznać, że wyglądałeś z nim cudacznie. W momencie kiedy docisnęłam lekko odstający lewy koniec do twojej skroni, syknąłeś z bólu i złapałeś moją rękę w nadgarstku.
Chciałam przeprosić, ale głos uwiązł mi w gardle. Miałam wrażenie, że ktoś włożył mi szyję w kołnierz ortopedyczny. Kark zesztywniał, a mięśnie twarzy napięły się. Próbowałam nad sobą zapanować, przecież niejeden raz splatałeś razem palce naszych dłoni.
Wciąż trzymając mnie za nadgarstek, opuściłeś delikatnie moją rękę.
- Dzięki.
Z trudem wzruszyłam ramionami i przywdziałam koślawy uśmiech. Nie byłam w stanie poruszyć dłonią, która – jak mi się zdawało – została schwytana w kleszcze. Oczy lekko mi się zeszkliły. Nie wiedziałam dlaczego. Spojrzałam ci w twarz i z ulgą stwierdziłam, że przyglądałeś się stojącemu obok łóżka regałowi zawalonemu papierami i książkami. Rzuciłam wacik do plastikowej torebki z lekami i chciałam wyswobodzić swoją dłoń, ale twoje palce po prostu zjechały wzdłuż mojej ręki i zatrzymały się w okolicach łokcia. Znowu spojrzałam wprost na ciebie i przeraziłam się widząc, że też na mnie patrzysz. Byłeś zbyt blisko. Stanowczo zbyt blisko. Czułam na skórze twój oddech. W nozdrzach poczułam zapach wody kolońskiej, którego wcześniej nie dostrzegałam. Odgarnąłeś kosmyk włosów z mojej twarzy i przejechałeś opuszkami palców po policzku. Moje oczy zamknęły się. Nie panowałam nad tym. Przez chwilę marzyłam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żeby twoja dłoń nigdy już nie opuściła policzka. Dotyk był tak delikatny, że miałam wrażenie, iż twoje opuszki nie mają nawet styczności z moją skórą, ale zawieszone są tuż nad nią. Że wytwarzają coś w rodzaju pola siłowego, którego energię czułam na twarzy. Kiedy jednak zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę się dzieje, gwałtownie otworzyłam oczy.
Zjechałeś palcami do zagłębienia w mojej szyi i uśmiechnąłeś się delikatnie. Ledwie powstrzymywałam fale dreszczy, jakie wywoływałeś swoim dotykiem. Swoim spojrzeniem. Gdyby nogi nie uginały się w kolanach, a stopy nie wydawały się wrośnięte w podłogę, najpewniej już by mnie tam nie było. Ogarniała mnie naraz radość i przerażenie. Przerażał mnie fakt, że nie wiedziałam jak się zachować. Przerażał mnie brak znajomości obowiązującego w takich sytuacjach protokołu. Ręką chciałam odsunąć od siebie twoją dłoń, ale napotkałam na opór. Przesunąłeś się na krawędź łóżka; nasze nosy niemalże się stykały, a cała moja twarz spąsowiała, kiedy wargami musnęłam twoje usta. Przymknęłam powieki, zastanawiając się, czemu to zrobiłam, gdy poczułam jak ujmujesz moją twarz w obie ręce. Kiedy nasze usta się złączyły, miałam wrażenie, że całe moje ciało przeszywa jakiś prąd, a żołądek wypełnia się helem. Czułam mrowienie w ramionach, wzdłuż kręgosłupa, a nawet w palcach u stóp. Stałam się lekka. Zupełnie jakbym nic nie ważyła. Zupełnie jakby mnie nie było. A jednocześnie czułam każdy milimetr swojego ciała. Wszystkie nerwy wysyłały naraz sygnały do mojego mózgu, który nie wiedział, na który ma reagować najpierw.
Trzask.
Okno w kuchni zatrzasnęło się z hukiem. Wzdrygnęłam się i odskoczyłam do tyłu, zostawiając cię na krawędzi łóżka z wyciągniętymi przed siebie rękami. Przez chwilę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc wsadziłam ręce do kieszeni i odchrząknęłam. Bała się cokolwiek powiedzieć, bo wiedziałam, że nie będę miała kontroli nad własnym głosem.
- Przepraszam – powiedziałeś w końcu, opuszczając ręce. – To było głupie.
Wzruszyłam tylko ramionami i pokręciłam głową. W środku jednak czułam, jak wszystko we mnie kipi. Głupie? Wiedziałeś, co mówisz?
Potarłeś ręce o spodnie na udach i wstałeś.
- Pójdę już.
Zanim zdążyłam ułożyć sobie w głowie stosowną ripostę, już cię nie było. Usiadłam w miejscu, na którym jeszcze przed chwilą siedziałeś i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam się jak idiotka. Byłeś z siebie dumny?
Cały wieczór minął bezproduktywnie. Nie byłam w stanie na niczym się skupić. Wysprzątałam kuchnię i salon, a potem wzięłam długą kąpiel i przeczytałam kilkadziesiąt stron książki, tak naprawdę nie wiedząc, o co chodzi w powieści.
Kilka minut przed północą, wpatrując się pusto w plamy na suficie i głaszcząc brzuch, w którym rosło moje dziecko, usłyszałam telefon. Zawibrował raz i zamilkł. SMS. Po chwili znów dał o sobie znać. I jeszcze raz. Dźwignęłam się do pozycji siedzącej i zgarnęłam aparat z biurka.
„Wcale nie przepraszam.”
Wypieki wstąpiły mi na policzki.
„To nie było głupie.”
„A dziecko na sto procent jest moje. Nie tego gnoja. To będzie dziewczynka. Olivia.”
Wiedziałeś, jak zawrócić kobiecie w głowie, co?


Wczoraj Wisła wygrała z Flensburgiem więc jestem szczęśliwa, a nie powinnam być, bo mi się życie wali. Ale przynajmniej teraz będę miała dużo czasu na pisanie. Szykuje mi się Osmany.
Repugnance, dobrze, że jesteś!

4 komentarze:

  1. Wiedział, oj wiedział.
    A ty, Adka, wiesz jak zawrócić w głowie mnie. Nieważne czy Drago, Maciek, Olivier. Zawsze mnie zachwycasz, miśku. Cieszę się, że jestem częścią tego świata i mogę czytać takie perełki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż moje serce bije dla Chelsea, to jednak mam jakąś taką słabość do Giroud (co chyba nie jest dziwne), więc przyjemnie się o nim czyta, zwłaszcza kiedy robi z siebie bohatera i ratuje Ninę przed Debuchym. I Oli dokładnie wie, jak zawrócić kobiecie w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ładnie zbudowałaś napięcie, to było naprawdę coś.

    OdpowiedzUsuń